Oprogramowanie Petya wykorzystuje te same podatności, co te użyte przy ataku WannaCry w maju. Jest to tzw. „ransomworm” – ten wariant zamiast atakowania pojedynczej organizacji, wykorzystując robaka infekuje każde urządzenie, które napotka na swojej drodze.
Wygląda na to, że ten atak rozpoczął się od rozesłania pliku Excel, który wykorzystuje znaną lukę w pakiecie Microsoft Office. Efektem udanego ataku jest zaszyfrowanie plików w komputerze, a cyberprzestępcy żądają okupu w wysokości 300 dolarów w walucie Bitcoin za ich ponowne udostępnienie. Dodatkowo ostrzegają, że wyłączenie komputera skutkować będzie całkowitą utratą systemu – czym Petya wyróżnia się od większości dotychczasowych ransomware.
Niestety pomimo nagłośnienia istnienia wielu luk w systemach Microsoft i udostępnienia odpowiednich łat oraz globalnej skali drugiej fali ataku WannaCry, nadal tysiące organizacji, w tym zarządzających infrastrukturą krytyczną, nie zdołały usprawnić swoich zabezpieczeń. Ponieważ Petya wykorzystuje dodatkowe wektory ataku, sama aktualizacja systemu operacyjnego nie wystarcza do całkowitej ochrony. Oznacza to, że oprócz aktualizowania oprogramowania konieczne są odpowiednie praktyki i narzędzia zabezpieczające. Nasi klienci są chronieni, ponieważ wszystkie wektory tego ataku zostały wykryte i zablokowane przez nasze rozwiązania ATP, IPS oraz NGFW.
Z finansowej perspektywy WannaCry nie był szczególnie udany, ponieważ nie wygenerował dużych zysków dla jego twórców. Powodem tego było stosunkowo szybkie odnalezienie recepty na zneutralizowanie ataku. Z kolei Petya jest bardziej zaawansowaną wersją, jednak dopiero się okaże czy przestępcom uda się na niej więcej zarobić.
Aamir Lakhani, ekspert ds. cyberbezpieczeństwa, Fortinet